WTA Toronto: Muguruza nie powtórzy sukcesu z Wimbledonu
admin
Chciałoby się powiedzieć, że kolejny dzień
zmagań na kanadyjskich kortach już za nami. Nic jednak bardziej mylnego i ze względu na różnice czasowe, nam Europejczykom dzień obserwacji tenisa wydłuża się o kilka godzin. Trzeba jednak przyznać, że słowo wydłużać jest co najmniej źle dobrane, gdyż prawdziwi miłośnicy tego sportu takie informacje przyjmują z ogromną radością. To przede wszystkim im należą się wyjaśnienia, jak dzisiejszego dnia wyglądały i wyglądać będą pojedynki w Toronto.
Jedno z pierwszych spotkań jakie się rozpoczęło, jakżeby inaczej musiało zakończyć się sensacją. Mowa tutaj o pojedynku Garbiny Muguruzy i Lesi Tsurenko. Mecz zakończył się niespodziewanie, bo zwycięstwem tej drugiej, właśnie w dwóch setach 0-2 (5:7,1:6). Bukmacherzy stawiali na Hiszpankę, która była ostatnio w wyśmienitej dyspozycji, co udowodniła dostając się do finału Wimbledonu. Osobiście jednak twierdzę, że to Ukrainka jest na fali wznoszącej i jej zwycięstwo dziwić za bardzo nie może. Do Toronto przyleciała przecież z Istambułu, gdzie wygrała tamtejszy turniej pokonując Ule Radwańską. Tutaj w Kanadzie też radzi sobie doskonale, bowiem zdołała wygrać już 3 pojedynki, a ten był jej 4 łupem. Zatem może nie tyle zwycięstwo w tym przypadku jest sensacją, a jego rozmiary. Sensacja to też niewątpliwie następna przeciwniczka Lesi. Jest nią zwyciężczyni meczu Witthoeft vs Riske. Już sama obecność tych Pań jest sporym zaskoczeniem dla fanów zasiadających na kanadyjskich kortach. W ogóle to Niemka kontynuuje sen, który ciągnie się od rundy kwalifikacyjnej. Będzie on trwał przynajmniej jeszcze jeden dzień , gdyż po ciężkim trzysetowym boju, to ona była górą i wygrała spotkanie 2-1(6:4,5:7,6:3).
Odbiegając na chwilę od niespodzianek, to planowe zwycięstwo odnotowała dziś Włoszka Sara Errani, choć i w tym przypadku nie obyło się bez lekkich perturbacji. Pewnie nawet sama zainteresowana tocząc pojedynek z #43 w rankingu Madison Brengle oczekiwała zwycięstwa w dwóch setach. Los bywa przewrotny i owszem udało się jej wygrać , lecz w stosunku 2-1 (6:3,2:6,6:3). Dzięki temu może spokojnie obserwować spotkanie wyłaniające jej przeciwniczkę. W naszej strefie czasowej rozpocznie się ono w godzinach późnonocnych, a będzie to istny szlagier – Azarenka vs Kvitova. Wszyscy jesteśmy ciekawi jak spisze się Czeszka, która przyznała ostatnio, iż cierpi na mononukleozę, czyli chorobę dość złośliwą zaburzającą rytm treningowy, a czasem doprowadzającą do przedwczesnego zakończenia sportowej kariery. W tym przypadku musi jednak wygrać duch sportowej walki w co głęboko wierzymy i oczywiście gorąco wspieramy sympatyczną Petrę.
Organizatorzy dobrze wiedzieli co robią przyznając dziką kartę 3 rakiecie świata. Simona Halep, bo o niej mowa spłaca jak do tej pory w 100 procentach ten kredyt zaufania. To, że naprzeciw stanęła dziś była liderka światowego rankingu, nie zrobiło na niej specjalnego wrażenia. Efektem było odprawienie z kwitkiem Jeleny Jankovic, kończąc rywalizację w stosunku 2-0 (6:3,6:4). Powtórzył się w ten sposób koszmar Serbki z finału Indian Wells, gdzie również musiała ona uznać wyższość Simony.
Na koniec dwie ważne informacje. Pierwsza jest taka, że wciąż toczony jest pojedynek pomiędzy Cibulkovą i Cornet i obfituje on w skrajne emocje. Na początku 1 seta Francuzka wyszła na prowadzenie 3-0, po to by trzy kolejne gemy przegrać, a następnie trzy kolejne wygrać i zakończyć pierwszego seta 3-6. Natomiast druga ważna wiadomość, to pojedynek naszej ’’Isi’’, która dziś w nocy zagra z Niemką Goerges o 1/8 finału. Do śledzenia relacji z tego i innych spotkań ogromnie Państwa zapraszamy.
Autor: Jarek Stankowski