Radwańska przegrała z Muguruzą
Michal
Są rzeczy, które się filozofom nie śniły. Jednym z takich rzeczy mógł być przebieg półfinałowego meczu między Agnieszką Radwańską i Garbine Muguruzą podczas turnieju w Pekinie. Cóż to był za mecz! W pewnym momencie emocje były na takim poziomie, że niemal rozsadziły Park Olimpijski w Pekinie. Dla takich spotkań ogląda się tenis.
Pierwszy set przebiegał według scenariusza w stylu Alfreda Hitchcocka. W pierwszych dwóch gemach górą była Agnieszka Radwańska więc wybuch bomby atomowej mieliśmy za sobą. Od tej pory emocje tylko rosły! Hiszpanka nie zamierzała bowiem łatwo wypuścić tego seta. Co gorsza wpadła w tenisowy trans, który zwiastował poważne kłopoty dla Polki. Tak też się stało ponieważ Garbine Muguruza momentalnie odrobiła straty, ale dla niej to było mało. Jej łupem padły kolejne dwa gemy i wtedy… się zacięła. Do głosu doszła Isia i po pasjonującej walce doprowadziła do remisu. Przełomowym momentem seta okazał się ósmy, najdłuższy w tym secie gem. Radwańska miała w nim aż pięć szans na przełamanie, ale doprowadzając swoich kibiców niemal do zawału serce udało jej się go wygrać i odrobić straty! Piękny zwrot sytuacji? Mało powiedziane. Agnieszka postanowiła bowiem pójść za ciosem, gładko wygrany gem serwisowy sprawił, że znalazła się jednego gema od wygrania seta. Trudna sytuacja widocznie zestresowała Hiszpankę bowiem popełniła bardzo wyraźny błąd forhendowy i Polka wyszła na prowadzenie w meczu. Zarówno zawodniczkom, jak i kibicom przydał się odpoczynek po tym emocjonującym i pełnym zwrotów akcji secie. Polka znalazła się za to o jednego seta od finału turnieju WTA w Pekinie.
Nie wiem czy kibice zdążyli ochłonąć po pierwszym secie, ale na pewno nerwy opanowała Muguruza. Przestała popełniać błędy, a co gorsza już w gemie otwarcia przełamała Radwańską. Po chwili dołożyła zwycięstwo przy własnym serwisie i Agnieszka znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Mecz zaczął wyglądać tak jak w środkowej fazie pierwszego seta. Isia wygrała gema numer trzy, ale w decydującym momencie kolejnego, kiedy miała szansę na przełamanie popełniła błąd wyrzucając piłkę w aut i Muguruza utrzymała przewagę przełamania. Piąty gem był ponownie bardzo zacięty, Agnieszka miała poważne kłopoty z utrzymaniem serwisu (przegrywała już 0-40), ale Hiszpanka mimo kilku szans nie zanotowała kolejnego breaka. Jeśli ktoś czuł się zawiedziony tym, że w tym secie nie było zwrotów akcji przypominających te z pierwszego seta, to teraz mógł odetchnąć z ulgą. Agnieszka po raz kolejny uciekła spod topora. Po genialnej pogoni zanotowała przełamanie i odrobiła stratę! Sinusoida w tym meczu zdawała się dopiero rozkręcać- w następnym gemie Aga oddała swoje podanie i Muguruza prowadziła 4-3. Do końca seta Isia nie przypominała już zawodniczki, która triumfowała w pierwszej partii i po przegraniu kolejnych dwóch gemów oddała seta. Mieliśmy więc remis i na pewno kolejne emocje przed sobą.
Trzeci set zaczął się nietypowo ponieważ w pierwszych dwóch gemach nie było przełamań. Pewniej swoje podanie utrzymała jednak Agnieszka co napawało optymizmem po nie najlepszej końcówce poprzedniej partii. Niestety w czwartym gemie Muguruza po zaciętym gemie przełamała serwis Krakowianki i Isia stanęła pod ścianą. Z każdym kolejnym gemem Polka się pogrążała, zawodniczka z Barcelony pewnie wygrała swoje podanie, a do tego po kolejnym przełamaniu prowadziła już 5-1 i serwowała na mecz. Radwańska nie byłaby jednak sobą jakby nie pokazała jeszcze pazura. Odrobiła stratę jednego breaka i po chwili po walce wygrała swój serwis. Muguruza wciąż jednak miała przewagę i serwowała po mecz. To co wydarzyło się później jest wręcz niewyobrażalne. Radwańska zanotowała kolejnego breaka i odrobiła stratę, miała serwis na remis…i przegrała!
Wydarzeniami i zwrotami akcji z tego meczu można by obsadzić jeszcze kilka innych spotkań WTA. Obie zawodniczki zadbały o trudny do opisania poziom emocji. Obie grały również nierówno, genialne zagrania przeplatając fatalnymi. Z tej wojny na wyniszczenie górą wyszła jednak Garbine Muguruza i to ona w finale zmierzy się z Timeą Bacszinsky.
Wszystkim którzy oglądali lub śledzili ten mecz radzę zażyć coś na uspokojenie bowiem emocje sięgnęły zenitu, ja prawie miałem zawał.
Autor: Michał Buczek – Redaktor Naczelny