Niezagrożony lider?

admin
Djokovic Szanghaj 1

Przerwa związana z Pucharem Davisa to świetna okazja, żeby spojrzeć na początek sezonu i podsumować formę tenisistów na tym etapie rozgrywek.  Nie będzie zaskoczeniem, że Novak Djokovic, lider rankingu, wysuwa się na pierwszoplanową postać. Dominacja Serba jest w tej chwili niepodważalna. Dla jego kibiców to na pewno świetna wiadomość. Dla pozostałych – sygnał, że dyscyplina znowu przeżywa okres, kiedy jeden człowiek wyznacza granicę dla innych tenisistów.

            Djokovic miał tylko jedną wpadkę w trakcie Australian Open, kiedy realne było jego odpadnięcie z imprezy. Pięć setów przeciwko Gillesowi Simonowi wyglądało groźnie, ale paradoksalnie ten mecz sprawił, że Serb jeszcze mocniej podkręcił tempo. Od tego momentu stracił tylko jednego seta – przeciwko Federerowi, prowadząc jednak 6:1, 6:2. Finał przeciwko Murray’owi był już tylko formalnością. Szkot cztery razy grał tu przeciwko Novakowi i za każdym razem schodził z kortu pokonany.

            Nie można też zapominać, że serbski tenisista ostatecznie rozprawił się z Rafą Nadalem, który w ostatnich latach był jego największym i najgroźniejszym rywalem. 6:1, 6:2 w finale Doha było sygnałem, że te czasy już minęły. Oczywiście, Hiszpan znacznie obniżył poziom swojej gry, ale z perspektywy pewności siebie, to Serb jest teraz na zwycięskiej pozycji.

            Będąc przy Nadalu – początek sezonu to jedno wielkie pasmo porażek. Po Doha przyszła sensacja w Australii, po tym przegrane z Dominikiem Thiemem i Pablo Cuevasem. Obie na mączce, obie w półfinałach, obie w słabym stylu. Rafa stracił swoją szybkość, a przez to nie jest w stanie tak perfekcyjnie ustawiać się do flagowych zagrań. Forehand nie ma głębokości – rotacja nie robi już takiego wrażenia, kiedy piłka odbija się w okolicach linii serwisowej. Jeżeli dodać do tego problemy ze zmęczeniem, jakie sygnalizował Hiszpan, to jasne staje się, że Rafa stracił większość swoich tenisowych argumentów. Ciągle może wygrać z każdym, ale z każdym może też przegrać, a to niedawno było nie do pomyślenia.

            W przypadku Andy’ego Murray’a dotarcie do finału Australian Open to świetny rezultat, ale wymagania stawiane w jego przypadku są większe. Skoro walczył o tytuł, to powinien wygrać. Trudno powiedzieć coś więcej o formie Szkota, ponieważ Melbourne było jego jedynym do tej pory turniejem. Start sezonu – bardzo dobry. Trzeba teraz czekać, jak rozwinie się sytuacja wicelidera rankingu.

            Roger Federer z kolei zasmucił swoich fanów informacją o kontuzji, która oficjalnie przytrafiła się po meczu z Djokovicem. Szwajcar znany jest jednak z tego, że nie lubi tłumaczyć gorszej dyspozycji urazami, dlatego można przypuszczać, że problemy pojawiły się już przed starciem z Serbem w trakcie Australian Open. Pomijając niekwestionowaną w tym momencie wyższość Djokovica nad Szwajcarem, ich wcześniejsze pojedynki były na tyle zacięte, że pierwsze dwa sety mogą budzić wątpliwości, co do zdrowia Rogera.

            Federer jest w tej komfortowej sytuacji, że nie musi oglądać się na ranking i swobodnie wybiera imprezy tak, by dobrze przygotować się do kluczowej części sezonu. Wimbledon to miejsce, gdzie szansa na wielkoszlemowy triumf nieznacznie rośnie. Niestety, trzeba jasno powiedzieć, niezbędne będzie jeszcze dobre losowanie drabinki, a najlepiej, żeby po drodze odpadł Djokovic. Scenariusz dzisiaj wydaje się mało realny, ale nie jest też niemożliwy. Na ten moment jednak najważniejsze to wyjście z kontuzji i dobra gra przed Rolland Garros. Do obrony jest przecież finał Wimbledonu i US Open.

            Na osobne słowo zasługują jeszcze trzej tenisiści młodego pokolenia. Nick Kyrgios w tym sezonie gra nieco inaczej, jakby bardziej dojrzale, nie przechodzi obok meczów. Do tego posiada niebywała umiejętność kończenia piłek z różnych pozycji, nieszablonowe rozwiązania też nie są mu obce. Australijczyk do tej pory grał falami – po kilku dobrych spotkaniach przychodził dołek formy. Wygrana w Marsylii i niezła postawa w Dubaju dają nadzieję, że ten tenisista wejdzie na odpowiedni poziom. Awans o sześć miejsc w rankingu jest niezłym wynikiem. Nie można tez zapominać o Dominicu Thieme, który wygrał w tym sezonie już dwie imprezy, zwłaszcza ATP 500 w Acapulco. Austriak jest obecnie na czternastej pozycji i może powoli atakować pierwszą dziesiątkę.

            Największe wrażenie zrobił na mnie jednak Milos Raonic. W jego grze wreszcie pojawiło się więcej elementów, różnorodnych rozwiązań taktycznych i przede wszystkim – lepsze poruszanie się po korcie, której jest kluczowe dla zawodnika o jego wzroście. Kanadyjczyk to już nie tylko serwis. Pokonał Federera w finale Brisbane, co musi robić wrażenie. W półfinale Australian Open był bliski awansu i zmusił Murray’a do pięciosetowej walki. Możliwe, że ten sezon będzie dla Raonica przełomowy. To tenisista, który zyskuje pewność siebie i ma możliwości, żeby zajść o wiele wyżej.

            A przecież jest jeszcze Del Potro, Stan Wawrinka też dobrze rozpoczął sezon. Ciągle oczekuje się, że Nishikori wreszcie zgarnie Wielkiego Szlema. Dla atrakcyjności dyscypliny na pewno przyda się ktoś, kto powalczy z Serbem. Dodatkowe emocje są zawsze mile widziane. Na ten moment nie ma tenisisty, który mógłby regularnie rywalizować z Djokovicem. Dzień „czarnego konia” to jedno, ale walczyć, jak równy z równym to coś zupełnie innego.

Źródło:

www.atpworldtour.com

Autor: M.K – Zastępca Redaktora Naczelnego

Spodobał Ci się ten artykuł? Polub go na Facebooku

Wykorzystujemy pliki cookies w celu prawidłowego działania, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w Polityce prywatności. W przypadku braku zgody na wykorzystywanie plików cookies, należy dokonać zmiany ustawień dotyczących zapisu plików cookies. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak, zgadzam się