US Open: największa sensacja turnieju
MichalTego nikt się nie spodziewał. Roger Federer przegrał swój mecz z Johnem Millmanem i nie awansował do ćwierćfinału US Open. Pozostali ćwierćfinaliści z dolnej połówki drabinki nie mieli problemów z wygraniem swoich spotkań.
Przed meczami czwartej rundy w ciemno zakładano, że w ćwierćfinale zmierzą się Novak Djoković i Roger Federer. Sportowa rzeczywistość postanowiła jednak zakpić z takich rozważań i wyrządziła ekspertom niezłego psikusa. John Millman czyli 55. zawodnik rankingu ATP pokonał wielkiego Szwajcara i osiągnął najlepszy wynik na Flushing Meadows w karierze. Początek meczu nie zwiastował jednak takiego obrotu spraw. Faworyt grał bardzo agresywnie, co przynosiło mu zamierzony skutek. Jego łupem padł pierwszy set, a w drugim długo zanosiło się na powtórkę. Przy swoim prowadzeniu 5-3 i serwisie na tablicy był wynik 40-15 dla Rogera. To wręcz niewiarygodne, ale Helwet nie tylko przegrał tego, ale także pozostałe w tym secie gemy. Od tego momentu skończyła się dominacja Federera. Grał strasznie słabo, poniżej wszelkich standardów do jakich nas przyzwyczaił. Mimo przegranej w trzecim secie nadal niewielu wierzyło w sukces Australijczyka. Wierzył za to on sam i nie załamał się także gdy w czwartej partii przegrywał ze stratą breaka. Wyrównał straty i ograł wielkiego mistrza. Po ostatniej piłce tego meczu, na korcie Artura Ashe’a dało się wyczuć niedowierzanie. W Nowym Jorku Roger Federer nigdy nie przegrał z tak nisko klasyfikowanym zawodnikiem…aż do dzisiaj.
Drugi uczestnik domniemanego ćwierćfinału marzeń czyli Novak Djoković nie zafundował swoim fanom takich przeżyć. W starciu z Joao Sousą był zdecydowanie lepszym zawodnikiem. Jego gra wyglądała tak jakby przez większość meczu grał w trybie oszczędzania energii, ale zachowując pełną kontrolę nad wydarzeniami na korcie i przeciwnikiem. Kiedy zdaniem Nole przychodził czas na przełamanie to po prostu odbierał Portugalczykowi serwis. Najbardziej widoczne było to w trzecim secie gdy trzy razy pod rząd zdobył punkt taką samą kombinacją zagrań zakończoną winnerem z backhandu po linii. Po takich akcjach Sousie odechciało się grać, a wolał za to kłócić się z sędzią. Djoko nie dał się wciągnąć w te utarczki i po prostu zrobił swoje. Z niecierpliwością należy czekać na jego kolejne mecze bowiem zdaje się być on u szczytu formy.
W drugim ćwierćfinale dojdzie do powtórki finału z 2014 roku gdzie Marin Cilić pokonał Kei Nishikoriego. Obaj w czwartych rundach mieli pojedynki, które zapowiadały się na trudne, a okazały się nieco łatwiejsze. Japończyk mierzył się z sensacyjnym pogromcą Sashy Zvereva – Phillipem Kohlschreiberem. Tym razem Niemiec nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Nishikori od początku dyktował warunki i mimo, że na jego twarzy raz po raz pojawiał się grymas od upału, to nie pozwolił doświadczonemu rywalowi na przedłużenie meczu o choćby jednego seta.
Marin Cilić na papierze miał dużo trudniejsze zadanie. Mierzył się bowiem z Davidem Goffin czyli zawodnikiem także z pierwszej 10 rankingu. Po maratonie z Alexem de Minaurem na pewno nie uśmiechałoby mu się rozgrywać kolejnego takiego widowiska. Chorwat zaczął jednak słabo, już na początku stracił serwis, ale im dłużej trwał mecz, tym bardziej się rozkręcał. W 10. gemie odrobił stratę breaka i doprowadził ostatecznie do tie-breaka. W nim obaj mieli problemy z serwisem, ale lepiej wyszedł na tym Cilić. Był to punkt zwrotny w tym meczu bowiem w pozostałych setach Belg ugrał łącznie 6 gemów.
Autor: Michał Buczek – Redaktor Naczelny