Fed Cup: Polki na podium
MichalZwycięstwem nad Ukrainą zakończyły Polki swój udział w turnieju Grupy I Pucharu Federacji. Decydujący mecz deblowy przyniósł niezwykłe emocje. Dzięki wygranej polskie zawodniczki zajęły trzecie miejsce w turnieju.
W pierwszym meczu dnia zmierzyły się Magdalena Fręch i Kateryna Kozłova. Mecz zaczął się bardzo źle dla naszej reprezentantki bowiem dwukrotnie oddała podanie. Udało jej się wprawdzie zmniejszyć stratę, a następnie wyrównać stan meczu. Nie poszła jednak za ciosem i ponownie dała sobie odebrać serwis. Set zakończył się wygraną Ukrainki 6-3. Drugą partię Fręch rozpoczęła od breaka, ale szybko oddała przewagę. Co gorsza Kozlova poszła za ciosem i prowadziła 5-3. Łodzianka nie zamierzała się jednak poddawać. Żywiołowo reagująca publiczność poniosła ją do odwrócenia losów rywalizacji. Wygrała 4 gemy z rzędu i całego seta 7-5.
Zbudowana wydarzeniami z drugiego seta Fręch w decydującym secie kontynuowała swoją dobrą dyspozycję. Przełamała rywalkę już w pierwszym gemie, a następnie potwierdzała tylko swoją dominację. Grała pewnie, agresywnie i skutecznie, wytrącała wszystkie atuty z ręki rywalki. Dołożyła kolejne przełamanie i pewnie zakończyła mecz po swojej myśli. Polki prowadziły więc 1-0.
W drugim meczu zmierzyły się Iga Świątek i Dajana Jastremska. Faworytką była oczywiście Ukrainka, która ma na koncie już dwa wygrane turnieje WTA, a w Australian Open była jedną z największych rewelacji. Nasza zawodniczka nie zamierzała jednak tanio sprzedać skóry i rozpoczęła bardzo dobrze. Trzymała serwis i nie odpuszczała żadnych piłek. W ósmym gemie zaliczyła przełamanie i brakowało jej już tylko dwóch piłek do wygrania seta. Jastremska uciekła jednak spod topora odrabiając straty i doprowadzając do tie-breaka. W nim zachowała więcej zimnej krwi i wygrała seta. W drugiej partii Świątek została przełamana w 4 gemie, ale szybko odrobiła tę stratę. Po chwili prowadziła już z przewagą breaka, ale ponownie nie utrzymała jej do końca seta. W momencie, w którym Ukrainka miała największe problemy za każdym razem wznosiła się na wyższy poziom i wygrywała najważniejsze piłki. Tego seta zakończyła wynikiem 6-4 i o wszystkim miał zdecydować debel.
W rywalizacji deblowej Dawid Celt postawił na zestawienie, które zdało egzamin w meczu z Rosjankami. Alicja Rosolska i Iga Światek rywalizowały z Martą Kostyuk i Kateriną Kozłową. Mecz zaczął się idealnie dla Polek. Nasze reprezentantki imponowały na tle rywalek. Szybko zdobyły przewagę i nim Ukrainki się otrząsnęły to przegrywały już 1-0 w setach. W drugim, jak to często w grze podwójnej bywa, role się odwróciły. To nasze wschodnie sąsiadki rozdawały karty na korcie. Sprawy potoczyły się równie szybko jak w pierwszej partii, z tym że kibice na pewno nie mogli być zadowoleni z wyniku 1-6.
W decydującej rozgrywce oglądaliśmy wiele niewytłumaczalnych zwrotów akcji. Zaczęło się niewinnie bowiem biało-czerwone ponownie grały świetnie. Mimo przełamania Rosolskiej przez rywalki, to Polki nadawały ton rywalizacji. Wykorzystały nie najlepszy moment rywalek i odskoczyły na 5-1. Wtedy jednak nastąpił pierwszy zwrot. Ukrainki zagrały dużo lepiej, po naszej stronie pojawiły się błędy, a następnie nerwowość i na tablicy zrobiło się 5-5. Co gorsza seria rywalek przedłużyła się o breaka w 11 gemie. Reprezentantki Ukrainy były na fali i serwowały po mecz…ale tu nastąpił kolejny zwrot akcji. Ukrainki miały trzy piłki meczowe, ale dwie z nich zaprzepaściły podwójnym błędem Marty Kostyuk. Trzecią piłkę także udało się obronić, a w efekcie także przełamać młodziutką zawodniczkę.
Tie-break był kotłem emocji. Najpierw jednak musiała interweniować sędzia, a nawet supervisor bowiem sztab ukraiński skarżył się, że polscy kibice przeszkadzają w trakcie wymian. Zawodniczki skupiły się na grze bo teraz każda piłka ważyła już bardzo dużo. Jako pierwsze przewagę mini przełamania zdobyły Ukrainki w dziewiątym punkcie. Od tej pory jednak szala zaczęła przechylać się na polską stronę. Tym razem to Kozłowa nie wytrzymała ciśnienia i dwukrotnie przegrała swoje serwisy. Ręki wystawiać do rywalek nie zamierzała wystawiać Alicja Rosolska i przy jej serwisie Polki zakończyły ten emocjonujący mecz.
W całym turnieju nasza drużyna zajęła trzecie miejsce co należy uznać za wynik zgodny z naszym potencjałem. Rosjanki były poza zasięgiem, a wszystkie mecze, które powinniśmy wygrać to wygraliśmy. Polska wygrała nawet z faworyzowaną Ukrainą, której zawodniczki na pewno po cichu liczyły na przeszkodzenie w triumfie drużynie rosyjskiej. Dawid Celt dał pograć każdej zawodniczce więc tym bardziej trzeba turniej zaliczyć na plus. Maja Chwalińska jest 40. kobietą grającą z orzełkiem na piersi w Pucharze Federacji. Alicja Rosolska udowodniła wielką klasę zdobywając (wraz z partnerkami) aż trzy punkty dla drużyny. Wygrała wszystkie mecze, które zagrała.
Autor: Michał Buczek – Redaktor Naczelny