Fed Cup: kasa Misiu, kasa
MichalJeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Tenis po raz kolejny pokazał, że od kibiców ważniejsze są pieniądze.
Organizatorzy turnieju Grupy I Fed Cup w Zielonej Górze zapowiadali na plakatach, że w hali CSR zagrają Karolina Woźniacka i Elina Svitolina. Ostatecznie Dunka i Ukrainka nie znalazły się w kadrach swoich drużyn. Po raz kolejny organizatorzy turnieju w Polsce mamią kibiców nazwiskami, a zamiast największych gwiazd dają im jednak zawodniczki „na pocieszenie” . Nie odmawiam klasy Anett Kontaveit czy Lesi Tsurenko, ale to jednak nie są zawodniczki o klasie tych, które do Polski nie przyleciały. Tym razem to jednak nie organizatorzy turnieju są winni, a krajowe federacje. Brak największej gwiazdy może być bardzo kosztowny dla Danii, która jest głównym kandydatem do spadku do Grupy II. Wszystko przez to, że działacze nie potrafili się dogadać ze swoimi liderkami. Co było kością niezgody? Oczywiście pieniądze.
Agencja menadżerska Eliny Svitoliny nawet nie ukrywała, że ich klientka po prostu nie dogadała się z ukraińską federacją w kwestiach finansowych i dlatego nie pojawiła się ona w Zielonej Górze. Nie siłowali się nawet na jakąś wiarygodną informację o kontuzji swojej gwiazdy. Ukraińscy działacze próbowali wprawdzie zrzucić nieobecność Eliny ze względu na zmęczenie po Australian Open, ale nikt im w to nie uwierzył. Tym bardziej, że w świat poszła informacja od jej menadżerów.
Bardziej od braku w Zielonej Górze boli brak występu Karoliny Woźniackiej. Dunka przyleciała do Polski bo trenowała z Urszulą Radwańską i … Tomaszem Hajtą, a także odwiedziła jeden ze sklepów tenisowych. Jej ojciec twierdzi jednak, że córka nie mogła zagrać w kraju z którego pochodzi bowiem ze względu na jej chorobę musi uważnie planować starty. Twierdził, że Karolina jest gotowa na 50% i nie jest w stanie rywalizować na poziomie na którym by chciała. Współczuje Karolinie, że musi mierzyć się z taką chorobą bowiem reumatoidalne zapalenie stawów to ciężka choroba, ale mam wrażenie, że posłużyła teraz za wymówkę. Skoro Woźniacka nie jest gotowa do gry w Zielonej Górze to w jaki cudowny sposób jest gotowa go występu w turnieju Doha, który startuje w poniedziałek? Czyżby treningi z byłym reprezentantem kraju pomogły jej zbudować formę, w której może rywalizować z Naomi Osaką?
Tajemnicą poliszynela jest to, że prawdziwe powody absencji Karoliny w Zielonej Górze są dokładnie takie same jak w przypadku Svitoliny. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. To ponadczasowe powiedzenie jak ulał pasuje w tym momencie. W tym wszystkim szkoda jednak kibiców, którzy kupując bilety i bukując pokoje w hotelach liczyli, że w turnieju wystąpią jednak największe gwiazdy. Mówienie o braku formy miałoby sens w przypadku Darii Kasatkiny, ale Rosjanka, która nie wygrała przed Zieloną Górą meczu w tym roku pojawiła się na Pucharze Federacji.
Szkoda też, że w przypadku kwalifikacji olimpijskich prawdopodobnie będą równi i równiejsi. Regulamin mówi jasno: aby móc wystąpić w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio trzeba przynajmniej raz w 2019 roku wystąpić w drużynie narodowej. Woźniacka i Svitolina nie spełniły tego warunku, ale jestem pewny, że obie jak będą chciały to zagrają w Japonii. Zawsze mogą dostać dziką kartę i zająć miejsce zawodniczki, która ciężką pracą na kortach Pucharu Federacji zasłużyła na swoje miejsce w olimpijskiej drabince.
Autor: Michał Buczek – Redaktor Naczelny