Klaudia Jans-Ignacik: „80% sukcesu zawdzięczamy głowie”

Michal
koniec ignacik

W drugiej części rozmowy z Klaudią Jans-Ignacik poruszyliśmy bardziej aktualne tematy. Porozmawialiśmy o aktualnej kondycji polskiego tenisa oraz o tym co jest najważniejszym czynnikiem pozwalającym osiągnąć sukces. 

Korzystając z okazji  do rozmowy z Klaudią Jans-Ignacik, która odpowiada za żeński pion szkoleniowy, nie mogliśmy nie zapytać o nasze młode zawodniczki, o których w tym sezonie zrobiło się głośniej. Nie zabrakło także pytań o aktualną sytuację w tenisie w Polsce i na świecie.

M.B Jest Pani na początku swojej przygody jako kapitan drużyny Fed Cup. Może się Pani jednak pochwalić już jednym odkryciem bo to właśnie dzięki Pani na szerokie tenisowe wody wypłynęła Magdalena Fręch. Teraz większość kibiców kojarzy już tę zawodniczkę.

Klaudia Jans-Ignacik: Jestem z tego powodu na pewno usatysfakcjonowana. Dołożyłam swoją cegiełkę do tego, żeby o Magdzie było głośniej. Cieszę się, że podjęłam taką decyzję, że dałam szansę Magdzie w singlu. Jak widać nie pomyliłam się bo pokazała to co najlepsze. Byłam pod wielkim wrażeniem jej gry i liczę na to, że przed Magdą jeszcze wiele wspaniałych lat grania. Tylko dajmy jej czas.

Coraz głośniej jest ostatnio o Idze Świątek i Mai Chwalińskiej. Balonik wokół nich jest pompowany, ale czy w przypadku pojawienia się porażki nie grozi im hejt?

Trzeba być na to przygotowanym. Jak się wchodzi w wyczynowy sport to nie da się tego uniknąć. Jak są zwycięstwa jest cudownie. Nie lubię natomiast słowa porażka. Pamiętam, że mnie to bardzo dotykało. Jak byłam w finale to później pisano, że doznałam porażki. Przegrałam, po prostu. Porażka w ogóle nie pasuje mi do ducha sportu. Ktoś walczy, podejmuje rękawice i przegrywa, a nie doznaje porażki. Wyczulałabym, żeby uważać na te słowa.

W internecie w anonimowych wpisach można przeczytać jednak dużo rzeczy. Ludzie bez podpisu są bardziej skłonni do oceniania.

Dlatego właśnie staram się nie śledzić doniesień w internecie. Dziewczynom też polecam, żeby jak najmniej czytały to co się o nich pisze. Niech otaczają się przychylnymi osobami, a to co gdzieś tam jest publikowane na ich temat niech olewają bo ludzie zawsze będą pisać. Trzeba się z tym po prostu oswoić, ale to przyjdzie wraz z rozegranymi meczami.

W swoim pożegnalnym poście na Facebooku napisała Pani, że jej marzeniem było wystąpić na Igrzyskach Olimpijskich. Udało się to trzykrotnie. Jakie to uczucie występować z orzełkiem na piersi w najważniejszej sportowej imprezie świata?

Emocje, które mi towarzyszyły od pierwszych igrzysk zapamiętam do końca życia. Pamiętam dokładnie jak się dowiedziałam, że dostałyśmy się z Alą Rosolską do Pekinu. Była radość i łzy całej rodziny, która bardzo cieszyła się z tego, że lecimy. Podobne emocje towarzyszyły odebraniu informacji, że lecę do Rio. Do tej pory jak sobie przypomnę jak się to wszystko działo to pojawiają mi się łzy w oczach. Bycie i przebywanie wśród najlepszych sportowców w Polsce i na świecie to jest coś czego nie da się kupić. Tam trzeba być i przeżyć to na własnej skórze.

Podejście niektórych tenisistów do turnieju w Rio nie przystoi duchowi olimpijskiemu. Co można by zmienić, aby takie wygodne tłumaczenia jak wirus zika nie wpływały na obsadę najważniejszego turnieju czterolecia?

Nie da się tego do końca zmienić. Przede wszystkim ludzie muszą zmienić do tego podejście. Ten, który chciał oglądać tenis na igrzyskach ten widział jak ogromne emocje panowały na korcie. Dobrym przykładem jest mecz pierwszej rundy Novak Djokovic – Juan Martin del Potro. Nawet na Wielkim Szlemie nie ma takich emocji. Doskonale było widać jak Novakovi zależało, żeby zdobyć ten medal i nie ma co rozkładać tego na czynniki pierwsze. Jest grupa, której będzie zależało na Igrzyskach i ta, która będzie ten turniej omijać. Tego nie zmienimy. Po wypowiedziach niektórych sportowców wiemy jak ważne dla nich są Igrzyska Olimpijskie. Monica Puig zdobyła pierwszy złoty medal w historii kraju. To jakie jej zgotowali przyjęcie po powrocie do Puerto Rico to coś niesamowitego, jest absolutną bohaterką narodową. Właśnie dla takich chwil warto rywalizować w turniejach olimpijskich.

W minionym sezonie byliśmy świadkami małego trzęsienia ziemi ponieważ zdetronizowani zostali Novak Djoković i Serena Williams. Czy taki okres bezkrólewia jest szansą dla Agnieszki Radwańskiej na zostanie numerem jeden? Największa przeszkoda w postaci Amerykanki zdaje się ustępować.

Oglądałam taki dokument o Serenie Williams kręcony w momencie kiedy miała szansę na sezonowego Wielkiego Szlema.W jednej ze scen jej siostra Lynn powiedziała: „I co spodziewaliście się tego? Nie spodziewaliście się. Ona nawet jak przegrywa to w jednym momencie może odwrócić losy meczu i wygrać” . O Serenie możemy mówić, że już nie wróci, a ona może zacząć rok z turbodoładowaniem i znowu zacząć wszystko wygrywać. Życzę Agnieszce jak najlepiej i życzę jej, żeby wykorzystała swoją szansę. Bo jeśli faktycznie Serena już trochę odpuści to jest szansa, że Agnieszka wejdzie na sam szczyt. Miejmy nadzieję, że już najbliższy sezon pokaże na co stać Agnieszkę. Życzę jej tego z całego serca, żeby w końcu wygrała Szlema bo na pewno praca włożona przez nią zasługuje na to, żeby się zwróciła. Jak to mówią w lekkiej atletyce „miejmy nadzieję, że praca odbije” (śmiech).

Najwięksi tenisiści są postrzegani przez kibiców jako idole, ale też niedostępni herosi. Mogłaby Pani przedstawić ich bardziej „ludzką” stronę?

Nieuniknione jest takie odizolowanie się od widzów ponieważ ułatwienie dostępu do tych osób sparaliżowałoby ich cykle. Z Andżeliką Kerber, Karoliną i Agnieszką mamy świetne relacje, często chodzimy wspólnie na kolację czy spędzamy wolny czas. Tak samo wygląda sytuacja z naszymi deblistami – Fyrstenbergiem i Matkowskim. Znamy się już od wielu lat dlatego w swoim gronie jesteśmy zdecydowanie bardziej otwarci. Wszyscy zawodnicy poza kortem i obiektywami kamer są normalnymi, super ludźmi.

Czy z polskim tenisem jest tak źle jak mówił Jerzy Janowicz na słynnej konferencji czy jednak ruszyło się to w dobrym kierunku?

Chodzi pewnie o te słynne szopy? (śmiech). Wiadomo, że tenis nie jest łatwym i tanim sportem. Wszystko zależy od tego jak ktoś stworzy sobie system działania. Sukces rodzi się w bólach. Leszek Blanik zdobył złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Pekinie a podczas przygotowań w Polsce ćwiczył na hali, gdzie rozbieg zaczynał na korytarzu. Anita Włodarczyk też ćwiczyła na Skrze w Warszawie i miała ciężkie warunki. Nie było innych więc trzeba się było dostosować. To się jednak zmienia. Jest więcej hal przez co zwiększa się ich dostępność. Są specjalne programy, które umożliwiają zawodnikom korzystanie z tych obiektów, są dofinansowania. Jest oczywiście jeszcze bardzo dużo pracy do wykonania, ale myślę, że zmierzamy w dobrym kierunku..

Dobrą reklamą dla tenisa w Polsce byłyby turnieje rozgrywane nad Wisłą. Tymczasem ciężko szukać turniejów głównego cyklu w Polsce w najbliższym czasie.

Niestety to wszystko wiąże się z finansami. Chciałabym, żeby takie turnieje w Polsce powstawały, ale trzeba do tego zachęcić sponsorów. Trzeba ich przekonać, że promowanie się przez tenis może być dla nich świetną reklamą.

Sponsorów przyciągają wyniki, ale wśród mężczyzn trudno szukać ostatnio jakiś sukcesów.

Niestety to prawda, ale mamy jednak młodą grupę, która teraz sobie coraz lepiej radzi. Mówię tutaj o Hubercie Hurkaczu i Kamilu Majchrzaku, którzy osiągają coraz lepsze wyniki. Są też młodsi jak Kacper Żuk czy Piotr Matuszewski, którzy jeżdżą na juniorskie Wielkie Szlemy. Trzeba chwilę poczekać, żeby te sukcesy przyszły, ale trzeba stworzyć im odpowiednie możliwości. Taką był kiedyś turniej w Sopocie. Muszą wiedzieć, że przynajmniej raz w roku mogą wystartować na takiej dużej imprezie, żeby sprawdzić na jakim etapie kariery są i jak wiele im jeszcze brakuje do tych najlepszych. Często chce się zjeść tę wisienkę, ale najpierw trzeba zbudować tę podstawę, żeby te wisienki były. Zachęcam, żeby inwestować pieniądze. Może nie zwrócą się one za rok czy za dwa, ale na pewno warto.

Vic Braden zawsze powtarzał, że w tenisie wygrywa się przede wszystkim głową. Następnie liczy się praca nóg, a dopiero na samym końcu praca wykonana rękami. Zgadza się Pani z takim stwierdzeniem?

80 procent sukcesu zawdzięczamy głowie. Trzeba być jednak bardzo dobrze przygotowanym fizycznie. Niektórzy myślą, że dzięki silnej psychice mogą wyjść na kort bez odpowiedniej kondycji i wygrać tylko głową. Tak też się niestety nie da. Akurat wczoraj czytałam wywiad z naszą utytułowaną tenisistką stołową, Natalią Partyką. Powiedziała coś pod czym ja też mogę się podpisać…. „W tenisie najważniejsza jest głowa, nie ręka. Bo jeśli wszystko jest poukładane w głowie, to ręka też sobie poradzi i zagra to co potrafi najlepiej”.

W Warszawie rozmawiał: Michał Buczek – Redaktor Naczelny

Spodobał Ci się ten artykuł? Polub go na Facebooku

Wykorzystujemy pliki cookies w celu prawidłowego działania, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w Polityce prywatności. W przypadku braku zgody na wykorzystywanie plików cookies, należy dokonać zmiany ustawień dotyczących zapisu plików cookies. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Tak, zgadzam się