Kubot: nie ma łatwych spotkań w Wielkim Szlemie
MichalŁukasz Kubot od zwycięstwa rozpoczął swój występ w wielkoszlemowym Rolandzie Garosie. Po meczu podzielił się z nami swoim spojrzeniem na ten mecz, a także na przyczyny słabszej dyspozycji pary Kubot/Melo w 2018 roku.
To nie było łatwe otwarcie turnieju. Co zadecydowało o tym, że to Wy zanotowaliście kluczowe przełamania w tym meczu?
Nie ma łatwych spotkań w Wielkim Szlemie. Początek był trudny w naszym wykonaniu, nie mieliśmy piłek na przełamanie. Nie wiedzieliśmy czego możemy spodziewać się po naszych przeciwnikach. Są to zawodnicy, którzy na co dzień grają przede wszystkim singla. Taka para była dla nas kompletnie nieznana.
Co było ich mocną stroną?
Biła od nich pewność siebie, zwłaszcza od Fucsovicsa, który wygrał w tamtym tygodniu turniej w Genewie. Dzisiaj dwa razy serwując na mnie drugi serwis posłał mi asa więc to świadczy o tym jak się czuje na tych kortach. Obaj grają bardzo dobrze, na początku meczu chcieliśmy rozpracować ich zachowanie na returnie i do tego dobrać naszą taktykę. Uważam, że dobrze ją dobraliśmy, gemy były wprawdzie wyrównane, ale jednak nie daliśmy się ani razu przełamać co na pewno cieszy. Wykorzystaliśmy nasze nieliczne szanse, po naszej stronie była też przewaga doświadczenia i myślę, że to właśnie zdecydowało o tym, że w kluczowym momentach to my zanotowaliśmy po jednym przełamaniu w każdym secie.
W kolejnej rundzie nie będzie wcale łatwiej…
Tak przed nami kolejny ciężki mecz. Nie ma znaczenia czy zagramy z Hiszpanami (Carballes Baena i Garcia Lopez) czy Włochami (Fognini/Bolleli) bowiem to także będzie starcie z singlistami grającymi z głębi kortu. To jest turniej Wielkiego Szlema i trzeba się przygotować psychicznie do tego, że możemy się zderzyć ze ścianą. Nawierzchnia w Paryżu jest idealna właśnie dla zawodników grających w taki sposób.
A z kim wolałby Pan zagrać?
Jeśli miałbym wybrać spośród tych przeciwników to chciałbym zagrać z Fogninim i Bolellim ponieważ pokonali nas ostatnio w Monte Carlo. Był to bardzo zacięty mecz, ale niestety nie zakończony naszym zwycięstwem. Fajnie byłoby jeśli moglibyśmy się im zrewanżować.
Czy Wasze nieco słabsze wyniki w tym sezonie nie wynikają z tego, że dzięki formatowi z super tie-breakiem łatwiej jest wygrać parze, która jest teoretycznie słabsza?
Nie można powiedzieć czy łatwiej jest wygrać w takim formacie czy nie. Trzeba spojrzeć przede wszystkim na to, że każda para w tym Marcelo i ja ma swoje schematy gry. Praktycznie na każdym meczu są teraz kamery. Dzięki temu przeciwnicy mogą analizować naszą grę co potem pozwala im być lepiej przygotowanym na nasze uderzenia. Musimy więc wprowadzać nowe elementy, które na dzień dzisiejszy nie są naszą mocną stroną, na razie nam leżą. Nie ma co narzekać i trzeba się z tym zmierzyć. Trochę też odwróciła się sytuacja, w tamtym roku wygrywaliśmy mecze „na styku”, a teraz nam tego brakuje. Swoje zrobiły też kontuzje, których nabawiliśmy się w Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Trzeba o tym zapomnieć, najważniejsze, że przebrnęliśmy tę pierwszą rundę.
Zaskoczyła Pana świetna dyspozycja Huberta Hurkacza w tym turnieju?
Nie jestem zaskoczony tym jak Hubert tutaj zagrał. Znam go bardzo dobrze z kadry narodowej. Wiem jakie przechodził sytuacje. Nie zawsze było kolorowo bo zdarzały się też te trudne chwile. Zawsze mówiłem mu, że może liczyć na moją radę, że może do mnie przyjść czy zadzwonić i poprosić o wsparcie w każdej dziedzinie. Idzie mu teraz bardzo dobrze widać, że nastąpiło przełamanie, że coś kliknęło. Myślę, że to mecze w kadrze mogły u niego zbudować tę pewność siebie, zwłaszcza ten zwycięski punkt, który zdobył w starciu ze Słowenią. Nie bez znaczenia jest też jego współpraca z nowym trenerem. Widać, że Paweł Stadniczenko ma bardzo dobry warsztat bo wcześniej nauczył też Michała Przysiężnego pięknie technicznie grać jednoręczny backhand. Duet ten tworzy coś fajnego i oby tak dalej.
Dziękuję za rozmowę i powodzenia!
W Paryżu rozmawiał Michał Buczek – Redaktor Naczelny