Nędza z biedą, czyli o „upadku” WTA (komentarz)
Dawid Biskup
Błędy, uderzenia w siatkę i poziom, który (przynajmniej u mnie) powoduje mdlenie i rozpacz. To ostatnio dość częsty widok w damskim tenisie. Jednak najbardziej niepokojące jest to, że to „mistrzostwo świata” przenosi się już do turniejów najwyższych rang.
Opowiem o moich przeżyciach, które niedawno miały miejsce, ale one są jedynie potwierdzeniem tego, co zacząłem odczuwać już dawno temu.
Półfinał tegorocznego Rogers Cup: Halep – Kerber. Rumunka – finalistka wielkoszlemowa, Niemka – triumfatorka Australian Open. Powinniśmy spodziewać się niebotycznych wymian, masy „hot shotów”, no i przede wszystkim zaciętej gry. Powinniśmy, bo style tych tenisistek na to wskazują. Co zobaczyliśmy? Andżelikę, która Bóg wie czemu wchodzi na kort bez większej ochoty do gry. No trudno, zdarza się. Druga partia to „popis” Simony. Prowadzić 3:2 z breakiem i przegrać seta – to jeszcze nie tragedia. Jednak prawdziwą kompromitacją jest podejście tej sportsmenki do gry: spieszyła się z serwisami, jakby za chwilę miał jej odjechać pociąg do Konstancji (miasto narodzin)! Po wielu wybitnie słabych gemach to jednak 24-latka melduje się w finale. O decydującym meczu imprezy już nie wspomnę, bo po prostu – szkoda słów…Chyba, że chcemy rozmawiać o tym, iż końcowe statystyki triumfatorki to 4 uderzenia wygrywające i kilkanaście niewymuszonych błędów…
Dlaczego? Dlaczego WTA aż tak obniżyło loty?
Można nie lubić Sereny Williams, można nienawidzić Wiktorii Azarenki za jej zachowanie na korcie, można uznawać Marię Szarapową za dopingowiczkę, ale trzeba przyznać jedno – dzięki nim tenis stoi (a przynajmniej stał) na przyzwoitym poziomie. Oczywiście, jest jeszcze kilka innych znakomitych tenisistek. Wszystkie te zawodniczki muszą ostatnio odpuszczać występy na kortach. Wspominam o nich z jednego, prostego powodu: nawet najsłabsze tenisistki touru w spotkaniu z nimi i pod wpływem ich gry umiały wejść na poziom, jakiego jeszcze nigdy nie prezentowały. Przykładowo, jeszcze w 2014 roku mało znana Garbine Muguruza po świetnym spotkaniu pokonuje młodszą z sióstr Williams, a już za 2 lata.. wygrywa French Open. Chodzi o to, że przez to niewielkie grono świetnych tenisistek, inne zawodniczki mogły się wybić! Brzmi to trochę jak paradoks, no bo jak w meczu z najlepszą rakietą świata można pokazywać życiową dyspozycję. A jednak.
Obecnie przez częste absencje Sereny, ciążę Azarenki, czy zawieszenie Szarapowej, zwyczajnie nie ma kto trzymać fasonu. Zawodzi również Radwańska, w którą pomimo to będę wierzył, nie ze względu na pochodzenie, ale przez własne tenisowe przeczucie.
Jednak co, jeśli nic się nie zmieni? Czy przez lata będziemy skazani na oglądanie tej sięgającej dna i wszelkiej krytyki gry? Wierzę, że nie. Ufam magii sportu, a ten już nie raz nas zaskakiwał wybitnymi talentami w najmniej oczekiwanych momentach. Boże, miej w opiece cały kobiecy tenis!
tekst jest moją prywatną opinią, którą chciałem się z Państwem podzielić. Z góry dziękuję za przestudiowanie i zrozumienie.
Autor: Dawid Biskup