Sabine Lisicki: Wierzę, że ciężka praca przyniesie efekty
MichalPowroty po kontuzji nigdy nie są łatwe. O swoich doświadczeniach opowiedziała nam Sabine Lisicki, która wraca do rywalizacji po siedmiu miesiącach absencji spowodowanej kontuzją barku.
W rozmowie z Sabine zapytaliśmy czemu gra w mikście sprawia jej taką frajdę. Nie zabrakło też tematu koszmarnego urazu Bethanie Mattek-Sands.
Michał Buczek: Miło Panią widzieć z powrotem w Tourze. Mam nadzieję, że problemy zdrowotne to już przeszłość?
Sabine Lisicki: Tak, z moim barkiem jest wszystko w porządku i mam nadzieję, że tak pozostanie. Powinno być coraz lepiej.
Na Pani kontach w mediach społecznościowych było widać, że powrót, zwłaszcza na Wimbledonie. To chyba Pani ulubiony turniej?
Powrót po siedmiu miesiącach, zwłaszcza tutaj na pewno cieszy. Trudno było mi oglądać turnieje w telewizji wiedząc, że nie mogę w nich wystąpić.
Jak ocenia Pani swoją dyspozycję po tak długiej przerwie?
Nie jest łatwo wrócić od razu do rywalizacji. Brakuje mi praktyki meczowej, ale nie jest najgorzej. Na Majorce grałam bardzo dobrze, ale nie zawsze mogłam złapać odpowiedni rytm. Musiałam ponownie poczuć jaką piłkę należy zagrać w danym momencie. Wraz z kolejnymi rozegranymi spotkaniami powinno być zdecydowanie lepiej.
W pierwszej rundzie singla Ana Konjuh zagrała bardzo dobrze więc ciężko było z nią rywalizować?
Ana zwłaszcza w pierwszym secie zagrała bardzo dobrze. W drugim secie potrafiłam się jednak dostosować. Najbardziej cieszy mnie to, że walczyłam do końca. Przy 4-4 miałam swoją szansę, której niestety nie wykorzystałam. Uważam jednak za swój sukces to, że potrafiłam z powrotem wrócić do meczu i walczyć. Po przerwie na pewno jest to pozytyw, który można wyciągnąć z tego spotkania.
Po zwycięstwie w mikście było widać szeroki uśmiech na Pani twarzy. Zwycięstwo po tak długiej przerwie na pewno ma dodatkowy smak?
Oczywiście, że zwycięstwo cieszy. Nie jest ono jednak dla mnie najważniejsze. Ważne, że cały czas konsekwentnie wykonuję pewne rzeczy na korcie. Wierzę, że ciężka praca zawsze przyniesie pożądane efekty. Wszystkie elementy znajdą się w końcu na swoim miejscu i wtedy będzie już bardzo dobrze.
Podczas meczów mikstowych panowie nie wykazują gentlemańskiej postawy i nie zwalniają ręki podczas grania z kobietami. Nie przeraża Pani trochę taka gra?
Absolutnie nie. Dla mnie to super przeżycie. Często trenuję z mężczyznami więc nie jest to dla mnie nowość. Podczas meczu to, że nie zwalniają ręki jest dla nas dodatkową motywacją, żeby najpierw odebrać serwis, a potem może zagrać jakiś dobry return. Największą radość sprawia jednak zagranie asa serwisowego przeciwko mężczyźnie. A mi się dzisiaj udało! (śmiech).
Satysfakcja na pewno jest tym większa, że na Wielkim Szlemie występuje sama czołówka światowa?
Tak to są właśnie te małe rzeczy, które sprawiają bardzo dużą radość.
Kontuzja wyeliminowała Panią m.in z Australian Open. Nie próbowała Pani jednak na siłę wystąpić w tym turnieju. Podczas Wimbledonu mieliśmy kilka kreczów w pierwszej rundzie, a zawodnicy prawdopodobnie grali z ukrytymi kontuzjami. Czy wg Pani jest to zachowanie fair play? Jednak zabierają miejsca innym zawodnikom
Nie widziałam tych sytuacji wiem tylko, że faktycznie pojawiły się krecze. Mogę mówić tylko za siebie. Ja zawsze wychodzę na kort wtedy kiedy mogę. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wystąpić w jakimkolwiek turnieju z ukrytą kontuzją.
Co mogłaby Pani powiedzieć Bethanie Mattek-Sands w tej trudnej dla niej sytuacji?
O Jezu, do dzisiaj mnie to boli. Niestety to widziałam i wyglądało to okropnie. Bardzo jest mi jej żal. Pisałam do niej i wie, że ma moje wsparcie. Mam nadzieję, że będzie mogła jeszcze wrócić do grania. Będzie ciężko, ale jeśli ona nie da rady wrócić to nie wiem kto. Bethanie jest bardzo fajną koleżanką i świetną tenisistką. Trzymam za nią kciuki.
Dziękuję za rozmowę.
W Londynie rozmawiał Michał Buczek