Wimbledon: fantastyczna środa
MichalŚroda na wimbledońskich kortach zaspokoiła wszystkich, nawet najbardziej wybrednych fanów tenisa. Oglądaliśmy wspaniałe zagrania, fantastyczne mecze, a także sensacje. Jeśli ktoś nie oglądał niech żałuje.
Do ćwierćfinału Roger Federer szedł wg znanego z zeszłego roku scenariusza: wygrywam trzy sety i idę pod prysznic. W meczu z Kevinem Andersonem też wszystko zmierzało w tym kierunku. Szwajcar prowadził 2-0 w setach i miał piłkę meczową. Afrykaner obronił jednak ten punkt, a następnie sytuacja na korcie zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Anderson przełamał w końcówce rywala i zabrał mu pierwszego seta w tym turnieju. Można było pomyśleć, że był to wypadek przy pracy, ale zawodnik z Afryki miał inne zdanie na ten temat. Kolejny skuteczny break i na jego konto powędrował drugi set – sytuacja do której Federer nie był przyzwyczajony. Jako, że jest to Wimbledon to pewne było, że w piątym secie nie będzie tie-breaka. Dla kibiców lubiących długie dreszczowce zanosiło się na wspaniałą ucztę. Żaden z zawodników nie potrafił zbudować przewagi, która w tej formule mogłaby dać mu przewagę i przechylić szalę zwycięstwa. W 23 gemie nieoczekiwanie to Federer wpadł w kłopoty. Został przełamany i podał Andersonowi zwycięstwo na srebrnej tacy. Ten nie zamierzał odmawiać i pewnie zakończył spotkanie. Tym samym zatrzymał licznik kolejnych zwycięstw Rogera na Wimbledonie. Zatrzymał się na 11.
Mecz, który spokojnie mógł być daniem głównym okazał się tylko przystawką do tego co działo się na korcie centralnym. W walce o półfinał stanęli naprzeciwko siebie Juan Martin del Potro i Rafael Nadal. Ich dyspozycja gwarantowała piękny pokaz tenisa, ale to co panowie pokazali w tym mecz przeszło najśmielsze oczekiwania. Piękne zagrania zza lini, przy siatce, efektowne forehandy i pady do piłek, a do tego wyrównana i momentami mordercza walka – Argentyńczyk z Hiszpanem rozpieszczali kibiców i telewidzów. Sytuacja także zmieniała się jak w kalejdoskopie. W pierwszym secie minimalnie górą był Nadal, ale dwa kolejne również minimalnie wygrał del Potro. Zawodnik z Majorki nie zamierzał jednak odpuszczać skoro miał szansę na pierwszy od dawna półfinał. Wzniósł się na wyżyny swojego tenisa i pokonał grającego na fantastycznym poziomie del Potro. Po ostatniej piłce Argentyńczyk padł załamany i skrajnie zmęczony na kort. Nadal przeszedł przez siatkę i przytulił go w podziękowaniu za walkę i jako docenienie jego klasy. Obrazek ten szybko obiegł wszystkie światowe media.
Niejako w cieniu tych dwóch spotkań rozgrywały się kolejne ćwierćfinały. Nie było w nich pięciosetowych batalii, ale to nie oznacza, że brakowało emocji. Jako pierwsi na korcie pojawili się Novak Djoković i Kei Nishikori czyli zawodnicy gwarantujący wysoki poziom. Po 4 secie trzy wygrane partie miał na swoim koncie Serb, który tym samym awansował do pierwszego wielkoszlemowego półfinału od 2015 roku. W walce o finał zmierzy się z Nadalem.
W czwartej parze zmierzyli się dwaj potężnie serwujący zawodnicy – przeżywający renesans formy John Isner i wracający do rywalizacji po kontuzjach Milos Raonić. W dwóch pierwszych setach returnujący nie mieli zbyt wiele do powiedzenia i każdy z rywali wygrał po jednym tie-breaku. Kanadyjczyk miał jednak problemy z udem, korzystał z pomocy medycznej. Amerykanin nie mógł nie wykorzystać niedyspozycji rywala i w kolejnych setach potrafił go już przełamać i zapisać na swoim koncie zwycięstwo w tym meczu. Jest to jego pierwszy awans do wielkoszlemowego półfinału. W kolejnym meczu czeka nas następny pojedynek na serwis bowiem Isner zagra z Kevinem Andersonem.
Autor: Michał Buczek – Redaktor Naczelny